sobota, 16 marca 2013

Mamy alergie pisze fantasy


A teraz będzie bajka! Ściśle rzecz ujmując zaczęliśmy współtworzyć opowiadanie  fantastyczne. Reguły są proste – od dziś w każdą sobotę pojawiać się będą na naszym blogu fragmenty opowieści, powiązane z powstającymi w środę fragmentami Jacka. Jego odcinki możecie śledzić na olej.tv. Zapraszamy do lektury wszystkich fanów fantasy i nie tylko.  Zanim zaczniecie hejtować – dajcie nam się rozkręcić. : D

#1 Ból w Dubenhorn: Intro

Tego wieczoru w karczmie nie było zbyt wielu gości. Radochna ze znudzeniem wycierała i tak już czyste kufle ścierką. Wraz z nadejściem wiosny ciężko było dotrzeć do Dubenhornu. Wędrowcy z północy musieli zmagać się z roztopami na równinach, a zawsze ciężkie do przebycia pasma gór na południu były pokryte jeszcze śniegiem. Mieszkańcy zaś, po okresie zimowej wegetacji, wznowili pracę na surowym terenie. Kto najszybciej zbierze surowce, uchroni swoje poletko przed wodą, znajdzie kawałek trawy do wypasu zwierząt.

Barmanka odłożyła kufel pod ladę. Zbliżała się pora wieczerzy, więc powinni zjawić się stali bywalcy. Wśród nich był Vengerud, około trzystuletni krasnolud, który od 3 lat zaopatrywał Dubenhorn w drewno. W osadzie pojawił się niewiadomo skąd. Mieszkał z dala od ludzi, w chacie, którą sam z mozołem zbudował. Stronił od kontaktów z mieszkańcami. Ograniczały się one do interesów i wizyt w karczmie, gdzie tego dnia zjawił się jak zwykle, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi. Właściciel uśmiechnął się pod nosem na jego widok, ponieważ Vengerud słynął z wilczego apetytu. Często w połowie codziennej uczty musiał luzować swój wielki pas, dając sobie więcej miejsca na jagnięcinę i piwo.

Radochna od razu nalała mu trunku, w końcu co wieczór zamawiał to samo. Nie pałała do krasnoluda wielką sympatią, ale znajomość z nim była dla niej korzystna. Gdy miała wolną chwilę chodziła do lasu i szukała roślin, choć nie była zbyt dobrą zielarką. Starała się, lecz tylko dzięki pieczy Vengeruda nad jej zbiorami nie było ofiar śmiertelnych. Widywali się więc dość często – wieczorami w karczmie, za dnia w lesie.

- Dziękuję, ale dziś nie przyszedłem tu, żeby jeść – powiedział powoli ochrypłym głosem krasnolud.
- Nie? Na świętego Cuthberta, co się stało?! – prawie wykrzyczała Radochna. Widać było, że się zmartwiła. Wiedziała, że tylko coś bardzo poważnego może odciągnąć gościa od jedzenia.
- Spokojnie kobieto. – odparł szorstko Vengerud, wyraźnie zażenowany zachowaniem barmanki. – Skończyła się zima, nikt w Duberhorn nie potrzebuje już tyle drewna. Chciałem spytać, czy wiesz, gdzie można by jaką robotę załapać?
- Mnie pytasz? Też codziennie tu przesiadujesz. Porozmawiałbyś z innymi to może byś się czegoś dowiedział, a nie tak wiecznie sam. Nie tylko o drewnie można rozmawiać! Podać piwa, czy nie? – zezłościła się.
- A trącił cię trol babo! – wstał, obrócił się na pięcie i ruszył ku wyjściu.
- Głupi! Widzisz, że goście się zbierają to i byś może się dowiedział o jakiejś robocie. Sam wiesz, że teraz silne chłopy są potrzebni. Siadaj i pij! – postawiła kufel na ladzie przy barze i weszła do pomieszczenia obok, które było kuchnią.

Vengerud niczym posłuszne dziecko przycupnął przy barze i zamoczył gęste wąsy w piwnej pianie. Długo rozglądał się za potencjalnym pracodawcą, albo chociaż kimś, kto zapłaciłby za ów złocisty trunek. Dla krasnoluda nadeszły ciężkie czasy. 

Brak komentarzy: