A teraz będzie bajka! Ściśle rzecz ujmując zaczęliśmy
współtworzyć opowiadanie fantastyczne.
Reguły są proste – od dziś w każdą sobotę pojawiać się będą na naszym blogu
fragmenty opowieści, powiązane z powstającymi w środę fragmentami Jacka. Jego odcinki
możecie śledzić na olej.tv. Zapraszamy do lektury wszystkich fanów fantasy i
nie tylko. Zanim zaczniecie hejtować –
dajcie nam się rozkręcić. : D
#1 Ból w Dubenhorn: Intro
Tego wieczoru w karczmie nie było zbyt wielu gości. Radochna
ze znudzeniem wycierała i tak już czyste kufle ścierką. Wraz z nadejściem
wiosny ciężko było dotrzeć do Dubenhornu. Wędrowcy z północy musieli zmagać się
z roztopami na równinach, a zawsze ciężkie do przebycia pasma gór na południu
były pokryte jeszcze śniegiem. Mieszkańcy zaś, po okresie zimowej wegetacji, wznowili
pracę na surowym terenie. Kto najszybciej zbierze surowce, uchroni swoje
poletko przed wodą, znajdzie kawałek trawy do wypasu zwierząt.
Barmanka odłożyła kufel pod ladę. Zbliżała się pora wieczerzy,
więc powinni zjawić się stali bywalcy. Wśród nich był Vengerud, około trzystuletni
krasnolud, który od 3 lat zaopatrywał Dubenhorn w drewno. W osadzie pojawił się
niewiadomo skąd. Mieszkał z dala od ludzi, w chacie, którą sam z mozołem
zbudował. Stronił od kontaktów z mieszkańcami. Ograniczały się one do interesów
i wizyt w karczmie, gdzie tego dnia zjawił się jak zwykle, kiedy słońce chyliło
się ku zachodowi. Właściciel uśmiechnął się pod nosem na jego widok, ponieważ
Vengerud słynął z wilczego apetytu. Często w połowie codziennej uczty musiał
luzować swój wielki pas, dając sobie więcej miejsca na jagnięcinę i piwo.
Radochna od razu nalała mu trunku, w końcu co wieczór
zamawiał to samo. Nie pałała do krasnoluda wielką sympatią, ale znajomość z nim
była dla niej korzystna. Gdy miała wolną chwilę chodziła do lasu i szukała
roślin, choć nie była zbyt dobrą zielarką. Starała się, lecz tylko dzięki pieczy
Vengeruda nad jej zbiorami nie było ofiar śmiertelnych. Widywali się więc dość
często – wieczorami w karczmie, za dnia w lesie.
- Dziękuję, ale dziś nie przyszedłem tu, żeby jeść –
powiedział powoli ochrypłym głosem krasnolud.
- Nie? Na świętego Cuthberta, co się stało?! – prawie
wykrzyczała Radochna. Widać było, że się zmartwiła. Wiedziała, że tylko coś
bardzo poważnego może odciągnąć gościa od jedzenia.
- Spokojnie kobieto. – odparł szorstko Vengerud, wyraźnie
zażenowany zachowaniem barmanki. – Skończyła się zima, nikt w Duberhorn nie
potrzebuje już tyle drewna. Chciałem spytać, czy wiesz, gdzie można by jaką
robotę załapać?
- Mnie pytasz? Też codziennie tu przesiadujesz. Porozmawiałbyś
z innymi to może byś się czegoś dowiedział, a nie tak wiecznie sam. Nie tylko o
drewnie można rozmawiać! Podać piwa, czy nie? – zezłościła się.
- A trącił cię trol babo! – wstał, obrócił się na pięcie i
ruszył ku wyjściu.
- Głupi! Widzisz, że goście się zbierają to i byś może się
dowiedział o jakiejś robocie. Sam wiesz, że teraz silne chłopy są potrzebni.
Siadaj i pij! – postawiła kufel na ladzie przy barze i weszła do pomieszczenia
obok, które było kuchnią.
Vengerud niczym posłuszne dziecko przycupnął przy barze i zamoczył gęste wąsy w piwnej pianie. Długo rozglądał się za potencjalnym pracodawcą, albo chociaż kimś, kto zapłaciłby za ów złocisty trunek. Dla krasnoluda nadeszły ciężkie czasy.
Vengerud niczym posłuszne dziecko przycupnął przy barze i zamoczył gęste wąsy w piwnej pianie. Długo rozglądał się za potencjalnym pracodawcą, albo chociaż kimś, kto zapłaciłby za ów złocisty trunek. Dla krasnoluda nadeszły ciężkie czasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz