Co roku wydaje mi
się, że styczeń w Internecie wygląda tak samo. Rankingi,
podsumowania, rankingi, podsumowania, i tak w kółko. We wszystkich możliwych dziedzinach,
w liczbie przewyższającej nawet ilość teorii spiskowych Macierewicza. Nie
inaczej postąpiły portale zajmujące się szeroko rozumianą kinematografią, które
równo z wybiciem 24:00 31 grudnia, zabrały się za publikowanie list najlepszych
filmów 2013 roku. W większości zestawień w czołówce znalazła się pewna historia
o formule 1. W oryginale „Rush”, według rodzimych znawców języka angielskiego, „Wyścig”.
Być może wybór polskiej nazwy dla tego filmu nie był
przypadkowy, gdyż gdyby większość z nas zapytać o film, którego fabuła kręci
się wokół sportów motorowych, wskazalibyśmy „Wyścig” z 2001 roku, gdzie
nieustraszony weteran Sylvester Stallone, jako Joe Tanto rozniósł wszystkich w
pył w zawodach Indy Car (na marginesie, produkcja z Rambo także w oryginale nie
nazywała się „Race”, tylko „Driven”). Fajna historia o połączeniu ludzkich
problemów i świata wyścigów, aż dziw, że filmy oparte na tym motywie nie
powstają taśmowo.
Temat podnieśli dopiero wielki Ron Howard (reżyseria) oraz Peter
Morgan (scenariusz). Przedstawili prawdziwą historię wielkich rywali formuły 1
lat siedemdziesiątych – Nikiego Laudy i Jamesa Hunta. Zapewne odpowiednio
ubarwioną, jednak autentyczną.
W „Wyścigu” uwagę przykuwają dwie kwestie: ogólnie pojęty
obraz i psychika bohaterów. Pierwszy aspekt wyszedł nieźle. Niebanalnie przedstawione początki, ciekawe spojrzenie na bolidy formuły 1, dbałość o
szczegóły. Lekki niedosyt pozostawiają we mnie sceny samych wyścigów, które
przy rozterkach Austriaka i Brytyjczyka schodzą na drugi plan. Można było
pokazać więcej ścigania się, nawet wydłużając film ponad dwie godziny – z
pewnością nie sprawiłoby to, że byłoby nudniej. Za to w kwestii
psychologicznej złożoności Laudy i Hunta otrzymujemy prawdziwy majstersztyk.
Nie wiem, na ile kierowcy wykreowani w filmie zgadzają się charakterologicznie
z pierwowzorami, jednak w „Wyścigu” mamy do czynienia z prawdziwym starciem
dwóch żywiołów. Do bólu analitycznego i racjonalnego Laudę kontra żywiołowy i
lekkomyślny Hunt. Widz może wybrać, z kim będzie sympatyzował i każdy wybór
będzie uzasadniony. Wyśmienicie zostały przedstawione moralne dylematy obu
kierowców. Każda przeszkoda jaką napotykają w przebiegu swoich karier zapewnia
nam masę emocji. Nawet Klaudia, która kręciła nosem na film o
formule 1, pod koniec siedziała pochylona przed ekranem. Twórcom należy się też duży plus za dobór aktorów. Żadnego gwiazdorzenia, tylko poszukiwanie osób fizycznie podobnych do ikon F1. Na dodatek to kryterium poszukiwania obsady nie wpłynęło na jakość gry aktorskiej. Chris Hemsworth jako Hunt był wiarygodny, ale Daniel Bruhl jak Lauda utkwi w mojej pamięci na długo.
„Wyścig” nie jest płytkim filmem, który miał zarobić na
wykorzystaniu słynnej historii słynnych kierowców F1. Po obejrzeniu go można uwierzyć w człowieka, który jest nośnikiem wartości. Potrafi je
hierarchizować, a w razie potrzeby przedłożyć ważniejsze nad bardziej przyziemne.
Tak więc pod względem wartości, „Wyścig” był dla mnie bardzo miłym
zaskoczeniem, rzadko zdarzają się filmy z tak bogatymi w osobowość postaciami.
To, w połączeniu z niezłą akcją, tworzy film bardzo dobry, który ma szansę być
czymś więcej niż hitem jednego sezonu. Mam taką nadzieję, bo chętnie do niego
kiedyś wrócę.
Plakat pożyczony z filmweb.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz